Abonament kontra doładowanie, czyli jak oszczędzić na rachunkach
Coraz większa liczba osób po wieloletnim korzystaniu z abonamentów w obrębie telefonii komórkowej przechodzi w ostatnim czasie na system bezabonamentowy, czyli – potocznie mówiąc – „na kartę”. Dlaczego tak się dzieje, kiedy taka decyzja jest naprawdę opłacalna, dla kogo przeniesienie numeru z abonamentu na system prepaidowy jest najlepszym wyjściem i dlaczego ja po wielu latach wróciłam do prepaidów? Na te pytania spróbuję odpowiedzieć poniżej.
Po co nam telefon?
Tak naprawdę to, do czego używamy telefonu komórkowego, jest zasadniczym wyznacznikiem tego, w jaki sposób chcemy za korzystanie z niego płacić. W dzisiejszych czasach znakomita większość osób ma smartfony i korzysta z nich na 3 sposoby: do rozmawiania, do SMS-owania i do surfowania po Internecie. Proporcje są rzecz jasna różne w różnych grupach wiekowych użytkowników, ale rzadko kiedy się zdarza, by ktoś używał telefonu głównie jako aparatu fotograficznego czy kamery wideo – choć oczywiście te i inne (nieprzydatne) funkcje producenci smartfonów oferują. Jeśli więc nasz telefon/smartfon ma być przede wszystkim narzędziem do komunikacji ze światem, nie ma potrzeby, by był to najnowszy model, który wyświetla obraz w absurdalnej i drenującej baterię rozdzielczości „ileś tam HD”. Średniej klasy smartfon za kilkaset złotych sprawdzi się w takiej roli doskonale.
Więcej za mniej
W czym więc abonamenty są lepsze od prepaidów? Odpowiedź jest krótka: w niczym. A przynajmniej w XXI wieku – w zamierzchłej przeszłości było inaczej, ale tamte czasy odeszły na zawsze i nie wrócą. Dziś okazuje się, że za doładowanie telefonu kwotą rzędu kilkudziesięciu złotych miesięcznie możemy mieć dokładnie to samo (a nawet więcej), co „abonamentowcy”. A skoro tak, to po prostu abonament się nie opłaca i jest tylko sprytnym sposobem na wyciąganie od klientów pieniędzy za najnowsze smartfony, których „możliwości” i tak nie wykorzystamy podczas codziennego, normalnego użytkowania.
Mało tego. Doładowanie telefonu na kartę odpowiednią kwotą (znów mam na myśli najwyżej kilkadziesiąt do stu złotych) jest proste, szybkie i w wielu przypadkach daje dodatkowe bonusy: a to przedłużenie ważności konta o dodatkowe miesiące, a to pakiety danych do wykorzystania, albo na przykład możliwość rozmawiania całkowicie za darmo z innymi osobami w obrębie tej samej sieci. Czasem nawet poza nią – zależy od obowiązującej w danej chwili promocji doładowań (np. Orange). W żadnym abonamencie nie znajdziemy niczego porównywalnego za podobnie małe pieniądze.
Podsumowując więc przyznam, że właśnie ten ostatni argument był dla mnie głównym powodem przejścia na prepaidy i polecam przejście „na kartę” każdej osobie, która jak ja ceni sobie niezależność i lubi mieć pełną kontrolę nad swoimi wydatkami.
Spis treści: Abonament kontra doładowanie, czyli jak oszczędzić na rachunkachSłowa kluczowe: kto cie podglada na facebooku, windows autostart
ja nie uważam wyższości oferty na kartę nad abonamentem. moim zdaniem, jesli znajdzie sie dopasowana do swoich potrzeb oferte, ma sie prostą fakture i nielimitowane polaczenia/SMSy/internet, to mozna zostac przy abonamencie. szczegolnie, ze operatorzy, mam wrazenie, doceniaja ostatnio stalych klientow. ja mam wlasnie taka dobra oferte w TMobile i poki co nie rezygnuje. 😉
ja akurat ostatnio zmieniłam MIXa na abonament, ponieważ właśnie w t mobile mi zaproponowali ofertę bez dodatkowych kosztów. trzeba korzystać, jak dają korzystną umowę!