Piractwo, jak to jest?
Wiele pisze się o systemach operacyjnych, oprogramowaniu, ale niewiele o sposobach ich zdobywania. Teoretycznie sprawa jest dziecinnie prosta – klient czyta pisma związane z tematyką komputerową i wybiera odpowiedni dla siebie program. No, ale nie od dziś wiadomo, że teoria to tylko teoria, a życie to zupełnie co innego. Od czasu do czasu w telewizji ukazują się wiadomości o niszczeniu pirackich płyt, dodaje się do tego wypowiedź mniej lub bardziej znanego artysty, który wielce ubolewa nad nielegalnym procederem i czuje się wielce zbulwersowany. Takie przedstawianie sprawy to wielkie uproszczenie tematu, piractwo to nie tylko nielegalne oprogramowanie i muzyka ze Stadionu Dziesięciolecia, jak mogłoby się wydawać po obejrzeniu jednego z takich felietonów. Jest to temat o wiele szerszy, niezwykle rozbudowany i na swój sposób ciekawy, gdyż w tej dziedzinie inwencja ludzka wydaje się nieograniczona.
Kodeks Karny – piractwo
Art. 287. § 1. Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub wyrządzenia innej osobie szkody, bez upoważnienia, wpływa na automatyczne przetwarzanie, gromadzenie lub przesyłanie informacji lub zmienia, usuwa albo wprowadza nowy zapis na komputerowym nośniku informacji, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Czym jest piractwo?
- sprzedawanie w celu uzyskania zysku kopii oprogramowania bez zgody autora
- kopiowanie programów znajdujących się na płytach dołączonych do czasopism (w większości wypadków pismo podaje informację, że płyta jest integralną częścią czasopisma i nie może być sprzedawane oddzielnie)
- kopiowanie dla kolegi i innym osób postronnych zarówno programów oryginalnych jak i piratów
- tak zwane crackowanie, czyli obchodzenie zabezpieczeń, bądź zdejmowanie ograniczeń czasowych
Jaka jest skala piractwa w Polsce?
Według BSA (Business Software Alliance), międzynarodowej organizacji zajmującej się zwalczaniem piractwa na całym świecie 58% programów sprzedanych w Polsce w 2003 roku to piraty. Tyle, że tę informację można potraktować równie dobrze jako pobożne życzenie. Osobiście sadzę, że skala dla Polski to raczej 80%, a nie 58%. Dlaczego? Istnieje wiele powodów. Zanim je wyjawię postaram się rzucić nieco światła na cały proceder, co sprawi, że wszystko stanie się jasne.
Stare i nowe piraty
Piraty to nie tylko płyty kupowane na Stadionie Dziesięciolecia, czy też inny polskim bazarze, to pieśń przeszłości. piractwo ewoluuje. Jeszcze dziesięć lat temu pirat kojarzył się jednoznacznie z płytami CD, które można było nabyć na Stadionie, a nawet w niektórych sklepach. Jakieś 8 lat temu byłem świadkiem, jak pewien klient w pewnym sklepie kupował taką kopię za 30 złotych (wtedy płyty CD-R kosztowały ponad 5 złotych, a pierwsze nagrywarki miały szybkość rzędu x1/x2). Ewentualnie można było pożyczyć płytę od kolegi, bo nagrywarki były po prostu niezwykle drogie.
Potem nastał okres upowszechnienia się napędów CD-R/RW i rozpoczął się złoty okres dla piractwa. Niemal każdy mógł sobie pozwolić na nagrywarkę (od trzech lat można je nabyć poniżej 400 złotych, obecnie za około 120-150 zł.). Nagle otworzyły się zupełnie nowe perspektywy, pożyczanie płyt zaczęło się na dobre, wymiana między kolegami rozkwitła, a i czyste płyty staniały. Na każdym rynku, bazarze, można było nabyć pirata (nadal można), więc problem źródła przestał istnieć i wyprawy do Warszawy straciły na znaczeniu. Obecnie weszliśmy w kolejną fazę. Nagrywarki CD-R/RW są bardzo tanie i stanowią standardowe wyposażenie każdego nowego PC-ta. Są już nawet powoli wypierane przez znacznie nowocześniejsze nagrywarki DVD. Ponieważ:
- 1 płyta DVD [4.37 GB] ma pojemność prawie 7 płyt CD [0.7 GB], a najnowsze nowele Dual-Layer to aż 8.5 GB miejsca!
Otwierają się przed przemysłem pirackim nowe perspektywy. Do tego należy dodać upowszechnianie się w Polsce szerokopasmowego dostępu do Internetu, może jeszcze nie tak powszechnego jak wszyscy by sobie tego życzyli, ale w porównaniu z okresem sprzed trzech lat jest zdecydowanie lepiej. Nowe nagrywarki pozwalają między innymi na kopiowanie filmów w formacie DVD, a nie tylko DivX, co abstrahując od legalności całego zjawiska jest z pewnością dużym technologicznym krokiem na przód. Ale mniejsza o nagrywarki, teraz liczy się Internet i to on staje się głównym narzędziem pracy dla pirata. To przez Internet można bez problemu pobrać nowe gry, filmy, Windows’a, programy i tak samo bez większych komplikacji można znaleźć do nich odpowiednie cracki, seriale, patche itp.
Czym się ściąga pirackie gry i programy
Przede wszystkim aplikacjami typu P2P (peer to peer), które działają na prostej zasadzie. Ja mam plik i możesz go sobie ode mnie wziąć, a ja wezmę sobie inny od Ciebie. Proste nieprawdaż? Te programy ewoluują, w końcu bez postępu nie byłby również możliwy rozwój piractwa. Pierwsze programy P2P miały centralny serwer, który zbierał informacje o położeniu plików, czyli po prostu katalogował zbiory poszczególnych użytkowników programu. Napster – legendarny prekursor aplikacji P2P został zamknięty (wyrok amerykańskiego sądu
nakazał wyłączenie serwera). W tych okolicznościach programy P2P zaczęto tworzyć na zasadzie serwerów rozproszonych, zatem całego systemu nie da się tak po prostu zamknąć jednym kliknięciem przycisku Power na głównym serwerze. Oczywiście różne programy mają nieco odmienną budowę, ale w gruncie rzeczy koncepcja jest zawsze ta sama. Aplikacji P2P jest mnóstwo:
- Sławna Kaaza, do niedawna najpopularniejszy program tego typu specjalizujący się we współdzieleniu małych plików, obecnie jest siedliskiem milionów fake’ów, czyli podróbek imitujących nielegalne kopie programów, muzyki itp.
- eDonkey nowy król P2P oraz jego starsza i młodsza odmiana eMule i Overnet, do tego dochodzi dość popularne DC i DC++, iMesh i kilkanaście klientów sieci Torrent (Azureus, BitTornado), stawkę zamykają takie programy jak: BobDown, Beer Share, Morpheus, Shareaza i dziesiątki innych mniej powszechnie stosowanych aplikacji.
Ściągać można nie tylko przez P2P, można również bezpośrednio ze stron WWW nazywanych często jako warez’y. Najczęściej to jakieś podszywane strony z pornografią, które bardzo chcą aby ktoś skuszony najnowszą grą zawitał na ich stronie i pobrał sobie przy okazji jakiegoś dialera lub wirusa. Oczywiście takie podszywanie się na nic by się nie zdało gdyby nie istniały strony z których rzeczywiście można pobrać kilka piratów. Inną kategorią rzeczy do pobrania z WWW są cracki i innego typu pomoce służące do nie licencjonowanego korzystania z aplikacji. Są niezwykle rozpowszechnione wystarczy wpisać w dowolnej wyszukiwarce słowa „crack” lub „serial” i już mamy tysiące stron, z których bez problemu każdy może ściągnąć, to czego szuka.
Ponieważ jak już pisałem we wstępie inwencja ludzka nie zna granic nadmienię tu o ciekawym pomyśle. Program mIRC to dość popularny na świecie komunikator, ale po malutkiej przeróbce staje się bardzo skuteczną aplikacją do ścigania piratów z sieci. Uaktywniają się, głównie w nocy, specjalne serwery, na których znajduje się mnóstwo „nielegalu”.
Nie można również zapominać o bardziej tradycyjnych metodach typu pożyczanie programów z pracy, czy nowszych: ściągania przez firmowe łącza posiadające nierzadko nieosiągalne dla przeciętnego Polaka przepustowości. Istnieją też bardziej wyszukane metody, jak wyciąganie już zainstalowanego oprogramowania z dysku, mimo iż jest to wyższa szkoła jazdy, jest to jak najbardziej wykonalne.
Teraz już chyba widać dlaczego te 58% jest raczej pobożnym życzeniem. Po prostu nie ma mowy, aby przeciętny Polak miał 4 na 10 aplikacji pochodzących z legalnego źródła. Rozmawiałem z wieloma ludźmi zanim przystąpiłem do pisania tego artykułu. Sformułowania typu „nie mam w domu ani jednego legalnego softu” lub „kiedyś kupiłem jednego lub dwa” powtarzały się do znudzenia. Kolekcje filmów ściągniętych z Internetu nie rzadko przekraczała 50 tytułów, większość – jakieś 90% gier to piraty, a jeśli nie wliczać w to gier dołączonych do gazet to nawet 95%. Z programami było trochę lepiej, sytuacje ratują aplikacje dostępne nieodpłatnie do użytku domowego, ale i tak nie spotkałem nikogo kto mógłby się pochwalić, dajmy na to, legalnym programem Norton Antivirus, nie wspominając już o legalnym OS – Windows, czy też pakiecie Office. Muzyka jako tradycyjny region działania piractwa trzyma się mocno, 4 oryginalne krążki na kilkaset płyt plus tysiące plików w formacie MP3 na dyskach. Zdecydowanie lepiej jest w firmach, bo tam wpadają kontrole BSA i policji więc porządek jako taki musi być. I ktoś jeszcze chce mówić o 58%, chyba już nikt.
Kto piratuje?
Tradycyjny obraz przedstawia człowieka siedzącego w jakimś pomieszczeniu (najlepiej ciemnym jak podpowiada niektórym fantazja), wokół niego piętrzą się stosy płyt i słychać kilka pracujących nagrywarek. Nic z tego! Ten gatunek powoli wymiera, a raczej jest skazany na powolną marginalizację. Skoro do całej sprawy wystarczą nagrywarka i Internet, a coraz więcej ludzi ma takowe we własnym domowym zaciszu „hurtownicy przestają być tak potrzebni”. Zresztą ich ceny są jak na warunki wolnego pirackiego rynku za wysokie i 20 złotych za płytę na Stadionie przez wielu uważane za zdzierstwo. Trochę ratuje hurtowników fakt, że gry na konsolę nieco ciężej odnaleźć w Internecie, ale i to się z czasem z pewnością zmieni.
Przejdźmy teraz do nieco bardziej aktualnego obrazu pirata. Niepozorny człowieczek siedzi sobie w domciu i spokojnie przegrywa pożyczonego od kolegi Windows’a lub ściąga najnowszą gierkę lub film. Tak jest coraz częściej, a ten obraz będzie coraz bardziej powszechny, wraz z upowszechnianiem się stałego dostępu do Internetu w Polsce. Jest to po prostu nieuniknione, tak się dzieje i na Zachodzie jak i na Wschodzie, a jak wiadomo Polak potrafi (kombinować). Taki system jest po prostu bardziej opłacalny. Nie ma potrzeby przeprowadzania wycieczek na bazary, czy ewentualnie do „sklepów komputerowych”. Wychodzi taniej i nierzadko szybciej. Czysta płytka kosztuje 1.5 zł. i ewentualnie za fatygę kolegi złotówka, razem 2.5 zł. od CD, czyż to nie złoty interes? I jak się tu dziwić, że hurtownicy przestają być potrzebni?
Trzecia grupę piratów zwanych najczęściej crackerami stanowią zarówno Świetni informatycy jak i amatorzy-pasjonaci. Ich celem jest takie przerobienie programu, aby ominąć wbudowane weń zabezpieczenia przed używaniem przez osoby, które nie nabyły oryginalnego oprogramowania. Ciekawi mnie niezwykle i nie tylko zresztą mnie, dlaczego to robią? Owszem taki wyczyn stanowi nierzadko pewne wyzwanie, a może po prostu ktoś bardzo nie lubi firmy X i podkłada jej świnię? Ale zostawmy te rozważania, najważniejsze jest uświadomienie sobie faktu, że crackowanie i tworzenie generatorów kodów to takie samo piractwo jak sprzedawanie płyt.
Dlaczego piractwo ma się tak dobrze?
Pytanie banalne, przynajmniej na pozór. Każda zapytana osoba od razu stwierdza, że piraty są tanie. Niezależnie od tego czy jest to płyta ze stadionu (10-25 zł. za sztukę), płyta od kolegi (1-3 zł.) lub oprogramowanie ściągnięte z sieci (koszt łącza + ewentualny koszt energii elektrycznej), te kwoty nie mają porównania z cenami rynkowymi. Nowa gra, pomijając popularne ostatnio tytuły sprzedawane w kioskach, to wydatek 49 – 199 zł., drogo? Windows XP OEM to wydatek rzędu 440 zł., film na DVD 45 – 199 zł. programy komercyjne nawet do kilku, kilkudziesięciu tysięcy złotych! Pirat kosztuje śmieszne grosze, ale czy to na pewno jedyna przyczyna całego zjawiska, nie sądzę!
Trzymając się jeszcze kwestii ceny warto dodać, że często powtarza się argument, że dystrybutorzy nakładają złodziejskie marże. Paradoksalnie jest w tym ziarnko porady. Trudno zrozumieć, że niektóre gry w Polsce kosztują tyle samo, jeśli nie więcej, jak w Niemczech. Dystrybutorom opłaca się przez pół roku sprzedawać grę za 69 zł. tylko po to, aby ukazała się po tym okresie w kiosku za 20 złotych. To samo tyczy się przemysłu fonograficznego, jeżeli muzycy otrzymują po 5 złotych od płyty, to dlaczego w Empiku ich płyty można dostać za 70 i drożej, co? Drogie te koszty promocji, nieprawdaż?
Szukając przyczyn piractwa w Polsce doszedłem do kilku zdroworozsądkowych wniosków. Cena jest bardzo ważnym i racjonalnym argumentem, ale towarzyszy jej jeszcze kilka czynników. Trzeba to powiedzieć głośno – w tym kraju posiadanie piratów należy do dobrego tonu. Dzieciaki w szkołach wyśmiewają kolegów, którzy kupują drogie legalne płyty, czemu się tu dziwić skoro nawet nauczyciele się do tego przyznają. Tu cytat – słowa nauczycielki jadącej pociągiem pośpiesznym z Łodzi do Warszawy: „Potrzebuję nowego Worda, bo stary nie odczytuje mi wszystkiego, ale przecież za swoją pensję nie kupię oryginalnego. Na własny użytek przecież tak można?”, dwie starsze nauczycielki zgodziły się z tym stwierdzeniem. Osłupiałem, ciekawe co mówi swoim uczniom. Ale nauczyciele to tacy sami ludzie jak i inni Polacy, a skoro niemal wszyscy mają piraty, to oni nie mogą być gorsi. Przyznawanie się do tego nie budzi jakiegoś specjalnego oburzenia, raczej rodzi pytania typu: „możesz mi pożyczyć płytkę, albo najlepiej przegrać, oddam Ci za płyty”. Cały proceder, który wywołuje drgawki u producentów oprogramowania najwyraźniej nie przeszkadza prawie nikomu w tym kraju. Na pocieszenie mogę tylko dodać, że nie jesteśmy jedyni, tak samo robią Szwedzi (z krainy wiecznej szczęśliwości Internautów), Niemcy, Anglicy, Amerykanie i cały pozostały cywilizowany świat, do którego zawitały komputery i odtwarzacze CD.
Do tego wszystkiego należałoby jeszcze zadać pytanie – co na to wszystko rodzice nieletnich Polaków. Czy mają świadomość, że ich pociechy posiadają programy warte kilkadziesiąt tysięcy złotych i grozi im (rodzicom) za to grzywna lub więzienie. Raczej takiej świadomości nie mają, a jeśli nawet, to nie znają ewentualnych konsekwencji. Przecież komputery tyle kosztują (wraca wątek pieniędzy). Ile można ładować pieniędzy w to pudło? No i właśnie większości rodziców nie interesuje co dzieje się potem z komputerem, który miał służyć do edukacji, a służy do grania i piratowania. W tym kraju nie ma świadomości zagrożenia ze strony policji, czy też innych organów ścigania (a, w którym jest?). Kilka nalotów na prywatne mieszkania, trochę strachu i nowa ustawa, a Internauci i tak swoje twierdzą – że policji bez nakazu nie wpuszczą, potem format dysku, płyty do piwnicy i niech sobie policja szuka. Więcej tu śmiechu niż poczucia zagrożenia.
Walka z piractwem, czyli walka z wiatrakami
Niektórzy próbują, zaczynając od BSA Polska, a kończąc na oburzonych obywateli donoszących o przestępstwie na posterunku policji. Nie ma co, trzeba przyznać, że te działania to porażka i jakieś nieporozumienie. Naloty na stadionie kończą się tym, że złapany jednego dnia, wraca za trzy z nowym towarem (ciekawe dlaczego, chyba już się dobrze zapoznał z miejscowymi stróżami prawa). Na mniejszych bazarach, gdzie każdy wie u kogo można nabyć odpowiednie rzeczy, jakoś nie widać, aby odpowiednie organy się tym interesowały. BSA z policją wpada do firm i konfiskuje kilka tysięcy płyt i parę dysków rocznie. To wszystko jest tylko kroplą, a ten ocean jest dosyć głęboki. Od czasu do czasu jakiś proces, kilka tysięcy grzywny, no i to by było na tyle z łapaniem piratów.
Delegalizować P2P
Czasem pojawiają się takie hasła, zwłaszcza w kraju precedensów, czyli Stanach Zjednoczonych. Ale to nie ma sensu, bo zawsze znajdzie się sposób, aby obejść prawo i zabezpieczenia producentów. Takie działanie to tylko kolejny martwy przepis, a poza tym P2P ma swoje niezaprzeczalne zalety. Wiele osób przyznaje, że używa aplikacji P2P, aby przesłuchać kilka utworów z płyty audio, po czym podejmuje decyzję o zakupie oryginalnego krążka. Dzięki tego typu programom można pobrać wiele aplikacji, które są bezpłatne bądź trudne do odnalezienia na serwerach WWW przez początkujących użytkowników. To nie same programy są złe, raczej sposób ich wykorzystania, a tu mamy do czynienie z czynnikiem ludzkim. Oczywiście podniosą się głosy, że testów można dokonać słuchając radia, grają w dema gier, ale to nie zupełnie to samo. Czasem warto przetestować w pełni funkcjonalny program „w warunkach bojowych, kiedy nie ma już żadnych ograniczeń”. Po za tym cała ta debata jest wywołana przez przemysł, a odbiorcy raczej nie mają tak bojowego nastawienia, dla wielu z nich P2P stanowi błogosławieństwo i nie przeszkadza im, że trochę popiracą.
Słowo końcowe, czyli aspekt moralny
Specjalnie nie odnosiłem się dotąd do kwestii moralnych. Nie chciałem zrażać na wstępie Czytelnika. Ale bez obawy nie zamierzam nikogo umoralniać, raczej skłonić do przemyślenia całej sprawy. Nie ma wątpliwości, że sprzedawanie i używanie piratów to kradzież, chociaż większość wcale tak tego nie traktuje. Po prostu przyzwyczailiśmy się do tego, a jeśli człowiek przyzwyczai się do czegoś co miał za darmo, to z pewnością nie zechce za to płacić grubych pieniędzy. Nie zamierzam nikogo potępiać, ani mieszać z błotem, to był tekst bardziej opisujący całe zjawisko, a nie moralizatorski. Niech za ten drugi aspekt artykułu wystarczy, abyś się zastanowił(a) nad poniższym cytatem.
Video meliora proboque, deteriora sequor
(Widzę rzeczy lepsze i uznaję, idę za gorszymi)
Owidiusz
Marcin Krzysztof Kluczek [mkk270]
Źródła: W zasadzie to pisałem z głowy i na podstawie kilku rozmów przeprowadzonych z różnymi osobami. Zajrzałem też do raportu BSA.
Autor zastrzega sobie, że jego wiedza jest czysto teoretyczna, a podczas testowania niektórych wyżej wymienionych programów pobierał jedynie darmowe oprogramowanie, bądź wersje testowe.
Spis treści: Piractwo, jak to jest?Słowa kluczowe: piractwo komputerowe, www tweaks pl, crackowanie programów
Piractwo to złodziejstwo?! A w takim razie co z politykami, którzy biorą łapówki i opychają sobie kieszenie pieniędzmi z naszych (złodziejskich) podatków?!
Skoro jest odpowiedni zapis w prawie, to nazywajmy piractwo przestępstwem, ale – na Boga! – nie mylmy tego z pojęciem kradzieży!
Dla mnie, podobnie jak dla większości ludzi, którzy nie spadli z Księżyca – kradzież to (…że sie tak wyrażę) zabranie egzemplarza przedmiotu w podstępny sposób, w efekcie czego egzemplarz jest w rękach złodzieja ale już poza posiadaniem go przez właściciela (z racji, że to egzemplarz). Ukradziono mi kiedyś portfel – to była kradzież, bo ja właściciel STAJE SIE MNIEJ ZASOBNY W RZECZYWISTOŚCI. Przyrównanie piractwa do kradzieży to marketingowe podejście do tematu. Tu może producent oprogramowania ma straty – ale straty w zyskach do momentu ich osiągnięcia nieistniejących, czyli…
Jest to taka, sama kradzież, jak kradzież czyjegoś patentu, ponieważ ktoś nie otrzymuje pieniędzy za swój pomysł i pracę. Od dawna pieniądze są w większości wirtualne a nie papierowe… Kwestia długa i zawiła, chaczy o socjologię i pojęcie „anomii”.
Napisałem dużo ale mi znikneło, więc napisze krótko…
„Piractwo” jest tylko darmową reklamą i przyzwyczajaniem leniwego klienta do softu wiadomo, że w pracy musi już korzystać z leganego softu, a co się z tym wiąze musi go nabyć z licencją…. A że człowiek jest leniwy kupi ten z którego nielegalni8e korzysta w domu… Innym problemem są filmy, muzyka i gry… – to juz nie jest potrzebne do szeroko pojętej edukacji…. Chociaz:/
Piractwo to złodziejstwo. Nie stać Cię – nie masz. Bzdurne są wymówki typu za drogie, więc kradnę. Ne stać mnie na BMW to jeżdżę Fiatem.
Gdyby była maszyna do kopiowania przedmiotów to ludzie by też napewno od siebie kopiowali :lodówki ,pralki ,meble,samochody nie wiem czy to to samo co kradzież w kazdym razie sytuacja psychologiczna jest inna czy sytuacja moralna też to nie wiem ale od ocen moralnych mamy przecież tą BSE… znaczy sie.. BSA…
Komputery i internet to w wielkim skrócie nieograniczony dostęp do informacji. Ci co walczą z tzw. piractwem mówią tak: "możecie wiedziec wszystko dzięki komputerom, ale nie możecie wiedzieć tego co ja, mimo, że ja chcę dać (sprzedać) wszystkim coś ,co wymyśliłem". Oczywista sprzeczność! Nie można komuś czegoś dać i jednocześnie zabrać – zwłaszcza czegoś w postaci zer i jedynek. I tu kwestia zasadnicza. Prowadzi to w oczywisty sposób do konieczności zrewidowania kwestii związanej z tzw. własnością intelektualną. Swoja drogą zastanówcie się jaka to głupia nazwa. jeśli ktoś chce mieć ją na włąsność, to niech ją trzyma w swojej głowie i nie upublicznia. Założę się, że w ciągu najbliższych kilku lat podejście do tych kwestii musi zostać całkowicie zmienione, bo innego wyjścia zwyczajnie nie ma! A co do "moralnej" kwestii, to powiem tak: moralnym jest to ,co większość społeczności uważa za moralne. Tak było, jest i będzie!
No na pewno każdy pójdzie kupić oryginalną płytę jak kosztuje jak dla przeciętnie zarabiajacego Polaka chore pieniądze…. pfff ja mam gdzieś, że to się nazywa kradzieżą, żyjemy w takim kraju, że trzeba się nakombinować żeby jakoś żyć normalnie. A wzniosłe moralizowanie, że tak się nie powinno naprawdę ma rację bytu, ale poważnie mówiąc to bez żartów moi drodzy…
No to Zaliczam się do wyjątków jestem w szoku.Mam Orginalny Windows XP Home Edytion SP2 i Norton Internet Securyty 2007+A na OFFICA mnie nie stać więc używam wersji darmowej OPEN OFFICE.A co chciałby dodać od siebie troche jest w tym prawdy programy czy gry mogły by stanieć Bo ceny są Zaporowe(długo musiałem odkładać na Windowsa i Nortona )Jestem średnio zamożny jak większość Przeciętnych Kowalskich
Marta – a ja mam gdzieś że ty nie masz pieniedzy na oryginalne oprogramowanie Nie masz pieniedzy = nie masz oprogramowania proste ?